17.09.2013, 10:35
W kwestiach wstępów wiem, że nie powinienem się tłumaczyć i przepraszać ale tym razem to zrobię - chodzi tu głównie o obrazki i zrzuty ekranu jakich nie zamieściłem od razu, a jakie zamieszczę kiedy tylko znajdę czas na ich zrobienie ale także za małą niespójność tekstu.
1. Jaki Rome II miał być - każdy widział. Jaki jest - zupełnie inny.
Pozwolę skrócić sobie opis tej gry, gdyż od wielu lat jest on oczywisty. Gra oferuje nam starożytny świat, gdzie wcielić się możemy w "zarządce" państwa, którego wola rozbita jest na generałów, agentów (takich jak szpiegów-morderców, czempionów-szpiegów-morderców, pseudo-kapłanów-szpiegów-morderców) oraz uproszczony tryb rozwoju miasta.
Oferowany świat jest ogromny i - muszę przyznać - pięknie zbudowany. Przelatując sobie nad mapą rozgrywki można poczuć klimat barbarzyńskich miast (tak, opisuję grę z względu na germańskich dzikusów, bo jest to póki co jedyna frakcja jaką zagrałem). Widzimy więc śliczne, zielone doliny, góry, lasy, rozległe rzeki i zatoczki, w które wpływają statki innych władców.
Świat jest podzielony na prowincje, a te na obszary, na których leżą nasze miasteczka. Prawie każda osada jest kontrolowana przez inną frakcję, z czym wiążą się pewne problemy ale o tym opowiem odrobinę później.
2. Dyplomacja i handel
Jeśli już mowa o frakcjach napomknę teraz o rzeczach, na które liczyłem najbardziej w tej części. W porównaniu do poprzednich części w tym sławatnego Shoguna 2, w którym wygrałem grę rozgrywając może dwie bitwy (w tym o tron) dyplomacja stoi na poziomie o niebo wyższym (co nie znaczy, że ogólnie na dobrym!). W końcu pakty o nieagresji są nie łamane przez naszych przyjaciół, przeciągające się, mniej krwawe wojny kończą się pokojami (uwaga!) proponowanymi przez przeciwników! Naszych przyjaciół, których łączy krew i wiara możemy wciągnąć do konfederacji i tak o to, od dłuższego czasu jestem praktycznie rzeszą germańską.
Ale.
Otwieranie dróg handlowych do koszmar. Nikt nie chciał ze mną handlować. Okej, rozumiem, że może stare skóry i drewno to nie jest najlepsza rzecz do handlu ale żeby kompletnie nikt, ciekawostką jest to, że jak pomachałem 2 000 sztukami złota przed oczami władyków tych zaśmiergłych miasteczek to każdy prawie się zesrał by ze mną handlować. Ostatecznie wydałem jakies 6 tysi na parę dróg co generuje mi około 600 złota dodatkowo (zwróci się za 10 tur...) a oprócz handlu takie układy dają mi przyjaciół co zaowocuje paktami w przyszłości.
Podejrzewam, że za parę tur, gdy moje zyski z paru miasteczek sięgną magicznej bariery 5k na turę, będę mógł przekupywać władców do swojej rzeszy. TAK! WIEM! Wiem, że za taką kasę zrekrutuję sobie 6 generałów i uzbroję po zęby w wełniano-portych wojowników z kijami i podbiję całą północną Europę ale po co, to zbyt proste.
3. Wojna.
Wojna w tej grze to żart. Nic nie działa tak jak powinno. Taktyka stoi na zerowym poziomie. Jednostki, mimo zapewnień twórców nie czują zewu krwi. Przegrywałem bitwy bo oddziały stały obok wrogów wycinających w pień moich braci nie kiwnąwszy nawet palcem. Wszystko trzeba im pokazać, ciągle zatrzymywać bitwę i ustawiać nowe cele, słynna kamera znad ramienia w takich przypadkach najczęściej kończy się sromotną porażką.
Fajną opcją jest możliwość schodzenia z koni i używanie specjalnych umiejętności naszych jednostek, ale czy to równoważy braki gry? To tak jakbyśmy doprawiali spalonego na kość kurczaka.
Co mnie niesamowicie wkurza jeszcze to automatyczna regeneracja wojsk po walce. Cholera. Bijesz się z jakimś gnojkiem, pozbawiasz go połowy wojsk a za 3 tury jest jak nowonarodzony. Ja chcę swoje wojsko doszkalać, ulepszać im zbroje i broń. Dlaczego te, jakże przyjemne aspekty zostały zautomatyzowane, a gdy dochodzi do wojny to własne okręty wpadają na siebie bo brakuje im choćby szczypty AI (chyba, że germańscy kapitanowie to faktycznie idioci)
4. Niewojna i jej aspekty.
Jak powiedziałem prowincje składają się na obszary, a w tych są miasteczka. W stolicy prowincji mamy +4 miejsca do budowania budynków, w miasteczkach pozostąłych max. do 4 miejsc. W medieval II mogliśmy każde miasteczko zasrać budynkami. Od burdeli po zakony rycerskie, od dróg po katedry, od płatnerzy po alchemików. Tutaj, mimo, że w teorii budynków jest więcej budujemy ich mniej. Aha, i mimo, że jesteśmy najbogatsi to i tak nic nie zbudujemy bo nasi obywatele są nieszczęśliwi bez powodu, lub nie rozrastają się na tyle szybko jak byśmy chcieli co owocuje tym, że zamiast ciesząc się pokojem, stabilnością i rozwojem jesteśmy zmuszeni do prowadzenia wojen, bo czekanie 10 tur na zbudowanie świątyni (zebranie przyrostu naturalnego + 3 tury na budowanie) jest po prostu nudne.
5. Grafika, muzyka i wydajność gry.
Co do muzyki, stoi na wysokim poziomie -nie przebije to muzyki z Shoguna, która była wręcz cudowna, ale klimat jest i będzie. To samo tyczy się grafiki.
Na mapie strategicznej widzimy lasy, góry i rzeki, a podczas bitew nasi ludzie żyją i umierają, a my widzimy każdy szczegół ich połatanych wełnianych portek.
Ale.
O co chodzi z tymi frakcjami i wydajnością? Cholera każda tura u mnie trwa około 2 min (poza walkami) a każde przewinięcie przez wszystkie frakcje chyba ze 4min. W tę grę można grać tylko z dobrą książką w pobliżu. Do każdej gry powinni dodawać jeszcze jakaś książkę, bo dzięki niej i muzyce człowiek nie ma ochoty pojechać do tej firmy i zabić wszystkich drewnianą maczugą germańskiego kwiatu wojowników.
6. Ostateczny rozrachunek.
Gra jest słaba. Jest "ulepszonym" klonem Shoguna, mamy równie małą swobodę działania, walki są monotonne, AI kretyńskie, w Shogunie trudnością była jeszcze liczba wojsk jaką przeciwnik potrafił w mgnieniu oka rozstawić tu brakuje nawet tego. Zdesperowane wojska atakują moje miasta co ostatecznie prowadzi do zwycięstw ze stratami 50 moich, 1700 dla wroga. Każdy agent to morderca + dwaj z nich mogą mieć pozytywne wpływy na prowincje. Walki morskie choć z początku widowiskowe, później monotonne i męczące. Do tego te achievmenty - "Spal 5 wiosek a zgarniesz 5k złota" cholera, jak je przejmę to dostanę 10k... Do tego przy spalaniu przestaną mnie tam lubić, a może ja jestem dobrym barbarzyńcą? Może nie lubię gwałtów i plądrowań? Może ja chcę budować ogrody i ulepszać zbroje
Gra jest jak gimnazjalistka. Słodka, łatwa, głupia i nie warta swej ceny.
1. Jaki Rome II miał być - każdy widział. Jaki jest - zupełnie inny.
Pozwolę skrócić sobie opis tej gry, gdyż od wielu lat jest on oczywisty. Gra oferuje nam starożytny świat, gdzie wcielić się możemy w "zarządce" państwa, którego wola rozbita jest na generałów, agentów (takich jak szpiegów-morderców, czempionów-szpiegów-morderców, pseudo-kapłanów-szpiegów-morderców) oraz uproszczony tryb rozwoju miasta.
Oferowany świat jest ogromny i - muszę przyznać - pięknie zbudowany. Przelatując sobie nad mapą rozgrywki można poczuć klimat barbarzyńskich miast (tak, opisuję grę z względu na germańskich dzikusów, bo jest to póki co jedyna frakcja jaką zagrałem). Widzimy więc śliczne, zielone doliny, góry, lasy, rozległe rzeki i zatoczki, w które wpływają statki innych władców.
Świat jest podzielony na prowincje, a te na obszary, na których leżą nasze miasteczka. Prawie każda osada jest kontrolowana przez inną frakcję, z czym wiążą się pewne problemy ale o tym opowiem odrobinę później.
2. Dyplomacja i handel
Jeśli już mowa o frakcjach napomknę teraz o rzeczach, na które liczyłem najbardziej w tej części. W porównaniu do poprzednich części w tym sławatnego Shoguna 2, w którym wygrałem grę rozgrywając może dwie bitwy (w tym o tron) dyplomacja stoi na poziomie o niebo wyższym (co nie znaczy, że ogólnie na dobrym!). W końcu pakty o nieagresji są nie łamane przez naszych przyjaciół, przeciągające się, mniej krwawe wojny kończą się pokojami (uwaga!) proponowanymi przez przeciwników! Naszych przyjaciół, których łączy krew i wiara możemy wciągnąć do konfederacji i tak o to, od dłuższego czasu jestem praktycznie rzeszą germańską.
Ale.
Otwieranie dróg handlowych do koszmar. Nikt nie chciał ze mną handlować. Okej, rozumiem, że może stare skóry i drewno to nie jest najlepsza rzecz do handlu ale żeby kompletnie nikt, ciekawostką jest to, że jak pomachałem 2 000 sztukami złota przed oczami władyków tych zaśmiergłych miasteczek to każdy prawie się zesrał by ze mną handlować. Ostatecznie wydałem jakies 6 tysi na parę dróg co generuje mi około 600 złota dodatkowo (zwróci się za 10 tur...) a oprócz handlu takie układy dają mi przyjaciół co zaowocuje paktami w przyszłości.
Podejrzewam, że za parę tur, gdy moje zyski z paru miasteczek sięgną magicznej bariery 5k na turę, będę mógł przekupywać władców do swojej rzeszy. TAK! WIEM! Wiem, że za taką kasę zrekrutuję sobie 6 generałów i uzbroję po zęby w wełniano-portych wojowników z kijami i podbiję całą północną Europę ale po co, to zbyt proste.
3. Wojna.
Wojna w tej grze to żart. Nic nie działa tak jak powinno. Taktyka stoi na zerowym poziomie. Jednostki, mimo zapewnień twórców nie czują zewu krwi. Przegrywałem bitwy bo oddziały stały obok wrogów wycinających w pień moich braci nie kiwnąwszy nawet palcem. Wszystko trzeba im pokazać, ciągle zatrzymywać bitwę i ustawiać nowe cele, słynna kamera znad ramienia w takich przypadkach najczęściej kończy się sromotną porażką.
Fajną opcją jest możliwość schodzenia z koni i używanie specjalnych umiejętności naszych jednostek, ale czy to równoważy braki gry? To tak jakbyśmy doprawiali spalonego na kość kurczaka.
Co mnie niesamowicie wkurza jeszcze to automatyczna regeneracja wojsk po walce. Cholera. Bijesz się z jakimś gnojkiem, pozbawiasz go połowy wojsk a za 3 tury jest jak nowonarodzony. Ja chcę swoje wojsko doszkalać, ulepszać im zbroje i broń. Dlaczego te, jakże przyjemne aspekty zostały zautomatyzowane, a gdy dochodzi do wojny to własne okręty wpadają na siebie bo brakuje im choćby szczypty AI (chyba, że germańscy kapitanowie to faktycznie idioci)
4. Niewojna i jej aspekty.
Jak powiedziałem prowincje składają się na obszary, a w tych są miasteczka. W stolicy prowincji mamy +4 miejsca do budowania budynków, w miasteczkach pozostąłych max. do 4 miejsc. W medieval II mogliśmy każde miasteczko zasrać budynkami. Od burdeli po zakony rycerskie, od dróg po katedry, od płatnerzy po alchemików. Tutaj, mimo, że w teorii budynków jest więcej budujemy ich mniej. Aha, i mimo, że jesteśmy najbogatsi to i tak nic nie zbudujemy bo nasi obywatele są nieszczęśliwi bez powodu, lub nie rozrastają się na tyle szybko jak byśmy chcieli co owocuje tym, że zamiast ciesząc się pokojem, stabilnością i rozwojem jesteśmy zmuszeni do prowadzenia wojen, bo czekanie 10 tur na zbudowanie świątyni (zebranie przyrostu naturalnego + 3 tury na budowanie) jest po prostu nudne.
5. Grafika, muzyka i wydajność gry.
Co do muzyki, stoi na wysokim poziomie -nie przebije to muzyki z Shoguna, która była wręcz cudowna, ale klimat jest i będzie. To samo tyczy się grafiki.
Na mapie strategicznej widzimy lasy, góry i rzeki, a podczas bitew nasi ludzie żyją i umierają, a my widzimy każdy szczegół ich połatanych wełnianych portek.
Ale.
O co chodzi z tymi frakcjami i wydajnością? Cholera każda tura u mnie trwa około 2 min (poza walkami) a każde przewinięcie przez wszystkie frakcje chyba ze 4min. W tę grę można grać tylko z dobrą książką w pobliżu. Do każdej gry powinni dodawać jeszcze jakaś książkę, bo dzięki niej i muzyce człowiek nie ma ochoty pojechać do tej firmy i zabić wszystkich drewnianą maczugą germańskiego kwiatu wojowników.
6. Ostateczny rozrachunek.
Gra jest słaba. Jest "ulepszonym" klonem Shoguna, mamy równie małą swobodę działania, walki są monotonne, AI kretyńskie, w Shogunie trudnością była jeszcze liczba wojsk jaką przeciwnik potrafił w mgnieniu oka rozstawić tu brakuje nawet tego. Zdesperowane wojska atakują moje miasta co ostatecznie prowadzi do zwycięstw ze stratami 50 moich, 1700 dla wroga. Każdy agent to morderca + dwaj z nich mogą mieć pozytywne wpływy na prowincje. Walki morskie choć z początku widowiskowe, później monotonne i męczące. Do tego te achievmenty - "Spal 5 wiosek a zgarniesz 5k złota" cholera, jak je przejmę to dostanę 10k... Do tego przy spalaniu przestaną mnie tam lubić, a może ja jestem dobrym barbarzyńcą? Może nie lubię gwałtów i plądrowań? Może ja chcę budować ogrody i ulepszać zbroje
Gra jest jak gimnazjalistka. Słodka, łatwa, głupia i nie warta swej ceny.
W9 - HopesFall
W8 - Godtuwn
W7 - Korpiklaani, AD, Cookietown
W6 - Polan Horde, Nova Hoota, D13, Winterfell, AD
W5 - Ruj I Chuj, Thorn in Foothills
W4 - Melina
W3 - Ostrowin, Clockwork City, Rhovanion
„Utopię waszą utopię”
W8 - Godtuwn
W7 - Korpiklaani, AD, Cookietown
W6 - Polan Horde, Nova Hoota, D13, Winterfell, AD
W5 - Ruj I Chuj, Thorn in Foothills
W4 - Melina
W3 - Ostrowin, Clockwork City, Rhovanion
„Utopię waszą utopię”